Descent Legendy Mroku

04.10.2021r.

Przed czytaniem dalszego tekstu proszę przyswoić poniższe fakty:
1. Nie chciałem kupować tej gry, ale miałem zły dzień i musiałem sobie poprawić humor, a jak na złość jeden sklep wrzucił info, że ma parę sztuk. To na poprawę humoru dokonałem zakupu.
2. Nie lubię gier z aplikacją, postanowiłem jednak dać szansę Descent'owi, by mnie zaskoczyła, i sprawdzić, czy może jednak zmienię zdanie
3. To nie jest gra za sto złotych ani od firmy, która robi gry od wczoraj, więc nie ma taryfy ulgowej.
4. To wszystko moja prywatna opinia i nie trzeba się z nią zgadzać ani jej podzielać.

Zacznę od samego pudełka. Co to za okropny potwór!? W Twilight Imperium była plastikowa wypraska, która w miarę segregowała elementy, tutaj zabrakło nawet tego! Poza figurkami cała reszta to jakiś totalny burdel (bez kółek!). Jeszcze ten dziwaczny pomysł pudła w pudle, który napawa mnie obrzydzeniem, ilekroć patrzę na to opakowanie.

Inserty do planszówek mają informację, że będzie odstawać góra. Sam opieprzam w recenzjach, jak mi się nie domyka gra po włożeniu organizera, a tutaj jest potworek, który wiecznie wygląda na niedomknięty…

Jakby tego było mało, pudło jest wielkie i puste. Jak dla mnie, kojarzy się z paczką chipsów. Może jestem skrzywiony, bo wspieram za dużo kickstarterów, a tam pudło jest wypchane tak, że nie da się nic wcisnąć, tymczasem tutaj zmieściła się tekturowa wkładka! Wkładka, która sięga chyba początków istnienia Fantasy Flight Games, chociaż do TI jej nie włożyli…

Zapakowanie figurek też mnie rozczarowuje. Nie lubię modeli w częściach. Oczywiście trafił się jeden, pod nim zaś kupa luftu, a dwa pozostałe zestawy są w pokracznym przykryciu. Efekt: dolna część mi wypadła na ziemię… Tak, jestem trochę ciamajda, ale to rozwiązanie jest bez sensu… Każde piętro mogło po prostu mieć swoje przymknięcie i już.

Pora na światełko w tunelu. Figurki mają sporo detali, a jakość wykonania jest dobra. Nie podoba mi się styl, ale to już kwestia gustów i guścików. Modele zasługują na pochwałę, a ich ilość też jest akceptowalna. Tutaj faktycznie jest postęp.

Skoro chwalimy, to na pewno warto pochwalić wygląd po rozłożeniu planszy. Z elementami 3D prezentuje się na zdjęciach rewelacyjnie i jest na co popatrzeć! Tylko co z tego, skoro nijak to nie poprawia rozgrywki. Jeszcze więcej szukania elementów do ustawienia, łatwo zburzyć układankę, ciaśniej na planszy… Ech, nie lubię elementów 3D (muszę przygotować artykuł o tym, czemu mnie wkurzają - zrobione: elementy terenu 3D), figurki trójwymiarowe w zupełności wystarczają.

Aha, są oczywiście tekturowe, a nie z plastiku, ten pewnie by musieli wsadzić do organizera, a tektura może sobie latać po pudle. Do tego sporo czasu trzeba poświęcić, aby je złożyć. Ja miałem talent i część się lekko pouszkadzała przez wsuwanie ich w siebie. Jakby tego było mało: niby detal, ale drzwi mają różne kolory, jednak „nogi”, na które je wkładamy, aby ładnie stały, są jednokolorowe. Nie chciało się już nóg dopasować kolorystycznie do każdych drzwi?

A przecież miałem chwalić, no to na plus oddziaływanie z elementami, gdzie nie do końca wiemy, co nas czeka, a aplikacja nam proponuje różne wybory. Niby fajnie, ale bez aplikacji to dałoby się też rozwiązać. Choćby w Dungeon Universalis, gdzie jest pełno kart różnych obiektów, które możemy natrafić na swej drodze, drużyna rzuca kością, czasem wybiera i dowiaduje się, co się stało.

Sam pomysł „pięter” też dla mnie nie jest nowy, bo wcześniej wyszedł tytuł Chronicles of Drunagor, gdzie miałem okazję przekonać się, jak to jest, gdy się skacze po poziomach. Jest to tam też lepiej rozwiązane, bo do ataku mamy bonusy lub kary, możemy ryzykować zeskok albo specjalnymi umiejętnościami wskakiwać na wieże.

W Descencie pomysł z piętrową planszą nie został wystarczająco rozwinięty moim zdaniem i wydaje się biedny.

Planszetki lawy i wody wsuwane pod kafle mapy są fajne (znowu nie widzę przewagi nad układaniem żetonów z elementami terenu na planszy, czy z ciemnością, jak w COD), ale samo budowanie mapy z kafelków już mnie drażni. Brakuje zaczepów jak w puzzlach, przez co jak zabraknie miejsca na stole, przesuwanie całości jest znacznie trudniejsze i plansza się rozwala.
Poza tym wszystkie mają „wcięcia”, aby dało się wpinać je do kolumn i budować wyższe kondygnacje, co psuje ich wygląd. Ładnie zamknięta plansza w drugiej edycji Descenta była bardzo przyjemna dla oka.

Tak, dużo czepialstwa i księżniczkowania, ale oczekiwania były wysokie. To jednak nie koniec!

Wielu producentów gier lubi rozróżniać te same modele przez wkładanie ich do kolorowych podstawek, tutaj zastosowano inny zabieg. Fajnie, bo pomaga osobom nierozróżniającym kolorów, ale irytująco, bo widoczny jest tylko z jednej strony, czyli mały kolorowy kwadracik, który wkładamy pod podstawkę figurki. Stworzyło to problem, że czegoś nie widać, w zależności od tego, jak usiądziemy przy stole albo jak się ustawi figurkę.

To rozwiązanie byłoby świetne w Łowcach A.D. 2114, bo tam kierunek ustawienia modelu ma znaczenie, tutaj możemy je obracać, jak chcemy, i nie ma ciosów w plecy, mimo to istotna część widoczna jest tylko z jednej strony.

Siedzenie przy stole na krzyż jest wykluczone, bo wiecznie ktoś czegoś nie będzie widzieć, to mu coś drzewo zasłoni, to nie wiadomo, czy to ta żółta figurka, no i tablet tyłem…

Pora na rozszarpanie aplikacji.

Na dobry początek: nie ma QR-Code do jej pobrania, trzeba szukać w markecie…

Na plus: oferuje ścieżkę dźwiękową, więc nie trzeba kombinować, jaką puścić muzykę w trakcie gry. Działa bez większych problemów, można cofnąć ruch, jak się go pomyliło, obracać, przybliżać.

Na minus to, że nawet w ekosystemie Apple’a nie synchronizuje zapisów pomiędzy urządzeniami. Jak chciałem coś sprawdzić w domu na telefonie, nie mogłem tego zrobić, co mnie zdziwiło.

Mam problem z rozróżnianiem wrogów. Figurki w wyprasce mogłyby być podpisane albo aplikacja powinna zamiast portretu pokazywać dokładnie model, aby łatwo go identyfikować.

Niestety, potem jest dużo tekstów, które już trzeba czytać samodzielnie, do tego się nie przewiną same, więc trzeba stukać po tablecie, aby pojawiły się kolejne zdania. Będą też się pojawiać wybory w podejmowanych akcjach czy dialogach, które wpłyną na nasze postacie lub dalsze losy historii.

Jak na razie dobrze, nie? Dobrze, ale pytam się, po co w ogóle gra planszowa?

Zdecydowano się iść nawet o krok dalej! Zupełnie jak w komputerowych RPG-ach zbieramy pełno materiałów, jak deski czy inne badziewia, no i oczywiście receptury, z których tworzymy przeróżne przedmioty. Sęk w tym, że większość tych rzeczy istnieje tylko w aplikacji! Do tego ulepszenia uzbrojenia również są tylko cyfrowe, jak i ich chore działania typu:
- 20% szansy na większe obrażenia
- 50% na cierpienie

To jest OKROPNE! Wrogowie są również poza figurką kompletnie cyfrowi! Ich ataki, obrażenia, pancerz, zdolności, wszystko tylko w wirtualnym świecie. Gdybym chciał sprawdzić, co posiada mój czarodziej, muszę najpierw popatrzeć na jego planszetkę, broń, umiejętności, a potem sprawdzić w aplikacji, jakie ma pozakładane ulepszenia.

Może być gorzej? Mamy osiągnięcia, które zamiast być „smaczkiem” w stylu „zabij jednym atakiem trzech wrogów” czy prawdziwe osiągnięcia, są typowym farmieniem w stylu „zaatakuj ten typ przeciwnika pięć razy różdżką, a odblokujesz nową pierdołkę”. Nie znoszę takich wyzwań w grach komputerowych, bo to żadne osiągnięcie, tylko zwykłe granie. Osiągnięciem może być ukończenie gry bez używania broni i pancerzy, grając wojownikiem, a nie zaatakowanie dwóch różnych wrogów w jednej rundzie.

Jednak odbiegam od problemu, więc te wspaniałe manifestacje są indywidualne dla każdego bohatera i można je sprawdzać tylko w aplikacji, więc co chwila muszę otwierać odpowiednie okno, aby sprawdzić, co i kto aktualnie ma zrobić.
Na plus to, że mamy wybór, jakie chcemy mieć kolejne wyzwanie.

Efekt tak rozbudowanej aplikacji jest taki, że nie ma „kupki” na stole, gdzie są wszystkie informacje o jednym bohaterze, jest to rozsiane w wielu miejscach. Do tego nie da się uruchomić tej samej gry na kilku urządzeniach, aby w czasie, gdy jedna osoba czyta, ktoś inny mógł sprawdzić, jakie ulepszenia ma jego postać.

Skoro zaś o kupkach mowa: umieszczanie znaczników na… dowolnych kartach i obracanie kart.
Jest to dla mnie rozwiązanie znowu budzące mieszane odczucia, jak te tereny 3D. Może to fajny pomysł, ale znowu negatywnie wpływa na płynność rozgrywki. Do tego wstrząsy stołu albo opieranie się powoduje, że żeton się przesunie i nie wiadomo, na której karcie on leżał, a może był odrzucony.

Jest więc kolejna ukryta informacja, bo jak nie pamiętam, jakie dokładnie statystyki miała druga broń, to muszę odłożyć na bok znaczniki, obrócić broń, pomyśleć, czy będę ją chciał zmienić, czy nie, i przywrócić wszystko jak było. Naprawdę chcę lubić tę mechanikę, ale jest dla mnie bardziej bałaganiarska niż ciekawa, zwłaszcza że części kart w ogóle nie ma sensu obracać…

Kolejny element, którego nienawidzę w grach komputerowych, to gdy narzuca mi się postacie, jakie muszą być w drużynie. Oczywiście Legendy Mroku też to robią i w niektórych misjach określają, że ktoś musi brać w nich udział. Nic nie doprowadza mnie tak do furii, jak konieczność brania kogoś „bo gra tak chce”. Gdyby był jako towarzysz, czyli piąte koło u wozu – OK, ale nie kiedy zabiera miejsce w głównej drużynie. We Wrotach Baldura nigdy nie zrobiłem zadań od postaci, których nie lubiłem, bo nie cierpię zmieniać mojego wymarzonego zespołu. Tutaj też się na to zdecydowano, przez co jest ryzyko, że ktoś przy stole będzie niezadowolony, bo będzie grać kimś, kim nie chce.

Zastanawiam się, czy zbliżam się do końca, bo już sporo tego tekstu, więc znowu coś pochwalę. Tak, mam ochotę grać dalej i w tym tkwi największy żart związany z tą planszówką. Otóż po odkryciu kolejnego pokoju, jak nie ma w nim drogi dalej ani wrogów, nawet tego nie rozkładam, tylko liczę potrzebne punkty ruchu i wyklikuję interakcję na tablecie, po czym ruszam postaci w inne miejsce.

Aplikacja robi tak dużo, że nie widzę sensu przesuwania figurek wte i wewte. Wszystko tylko po to, aby za chwilę na tablecie wyklikać, że Galaden otwiera skrzynię, ba, nawet nie chce mi się rzucać kośćmi, bo nieudane testy za chwilę możemy powtórzyć, a nie wiemy, czy musimy się szaleńczo spieszyć, bo przegramy, czy możemy sobie czekać, bo nie ma ograniczenia rund.

Mało tego: niektóre testy… nie wiemy nawet, ile potrzebujemy do sukcesu, co w połączeniu z tym, że możemy je powtarzać, znowu wymaga więcej klikania i stania w miejscu.

Wystarczyłoby dodać ruch bohaterów w aplikacji i praktycznie nie trzeba w ogóle tego wielkiego pudła, a mamy fajną grę mobilną i chętnie bym w nią pograł, bo ma w sobie coś wciągającego. Rozgrywka byłaby znacznie płynniejsza i szybsza.

Podsumowując wszystko: aplikacja jest za dobra, bo angażuje bardziej od elementów niecyfrowych, co dla mnie jest kompletnym zabójstwem gry planszowej. Detektywa odpuściłem po jednej sprawie, pomimo że ciągnie mnie ciekawość, jak się tam potoczy dalej fabuła, ale to ślęczenie nad komputerem było dla mnie męczące. W Descencie jest jeszcze gorzej, mam ochotę przeklikać całą kampanię bez otwierania pudła, rozkładania wszystkiego i rzucania kośćmi. Większość interesujących rzeczy dzieje się w aplikacji.

Do trzech razy sztuka. Może Time of Legends: Destinies będzie tą planszówką z aplikacją, która mnie powali i będę mógł tylko chwalić i chwalić. Legendy Mroku tego niestety nie robią. Jestem mocno rozczarowany, bo za dużo gry znikło w cyfrowym świecie, wybebeszono ją z trybu władca podziemi kontra bohaterowie, sprzedano w wielkim pudle, reklamując innowacyjnością…

Pierwsza decyzja była słuszna: miałem nie kupować.

Plusy:
- elementy 3D ładnie wyglądają na zdjęciach;
- sprawdzanie pola widzenia aplikacją;
- magia jeszcze jednej tury;
- interakcje z elementami;
- zbieranie materiałów i tworzenie przedmiotów;
- od razu jest ścieżka dźwiękowa i nie trzeba szukać muzyki;

Minusy:
- brak porządnego organizera w pudełku oraz przekombinowane pudełko, które wygląda na niezamknięte;
- dziwaczne zamknięcie na dwa zestawy figurek, przez co już raz mi dupnoł na zol dolny zestaw;
- brak QR code, aby pobrać aplikację;
- brak możliwości zaznaczenia w aplikacji, który bohater już wykonał ruch;
- od czasu do czasu aplikacja nas raczy czytanymi dialogami, resztę trzeba czytać samemu;
- tyle klikam w aplikacji, że się zastanawiam, po co mi w ogóle plansza;
- brak pełnej kontroli nad drużyną, którą gramy;
- elementy 3D, tak, zrobię artykuł o tym, dlaczego ich nie lubię (zrobione: elementy terenu 3D);
- żonglerka żetonami i kartami…;
- znakowanie tych samych modeli: fajnie, że nowy pomysł, ale jak figurka stoi tyłem, to nie wiemy, jaki kolor ma pod spodem;
- % efektów robi aplikacja, nie mamy zbytnio na to wpływu i nic do powiedzenia;

Szukasz tej gry? Sprawdź Descent na Planszeo

Szóstek!

Śląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska Księżcznika
Odpakowanie

Galeria

Descent Descent Burdel! Descent Przygotowany do gry Descent Naprzód! Descent Widok zza winkla ;) Descent Oj, chyba wpadłem w pułapkę Descent Centrum dowodzenia (w aplikacji) Descent Mapa świata (w aplikacji) Descent

Zapraszam do kontaktu oraz współpracy wydawców dużych i małych, twórców i fascynatów gier planszowych poprzez e-mail slaskaksiezniczka Małpa gmail Kropka com lub bezpośrednio na .

Strona wykorzystuję pliki cookies w celu analizy ruchu na stronie, funkcji społecznościowych oraz narzędzi marketingowych. Szczegóły znajdziesz w polityce cookies.
Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Tak | Nie