Legend of Drizzt, czyli drow, który nie wbija noża w plecy

04.02.2023r.
Zawsze wolałem Warhammera od Dungeon and Dragons, jednak kilka postaci, w tym legendarny drow Drizzt było bliskich moje sercu, mimo że pochodziły z mniej lubianej bajki. Przeczytałem nawet kilka książek, więc ostatecznie w mojej kolekcji znalazła się gra planszowa Legend of Drizzt. Gdy odleżała swoje na półce, zrobiłem do niej kilka podejść i ostatecznie sprzedałem ją jeszcze zanim skończyłem ten artykuł. Mam nadzieję nie zapomnieć wszystkich powodów, dla których uznałem, że to pozycja nie dla mnie. Na dobry początek jednak kilka zalet tej planszówki.

W pudełku jest dość sporo figurek, do tego przeróżnych modeli. Nie ma tu dziesięć razy tak samo wyglądającego orka czy innego goblina, co bardzo sobie cenię. Najgorzej, jak jest zalew jednakowych modeli. Nie da się ukryć, że moje serce już cierpi z powodu ich braku… Jednak mam tyle plastiku, że powoli zaczynam uczyć się szanować wolne miejsce i zachowywać je na wyjątkowe pozycje (pod względami grywalności lub jakości figurek).

Druga rzecz, która mi się podobała, to modularność planszy, dzięki czemu zwiedzanie lochów czy nawet scenariusze z rozłożoną planszą zawsze wyglądają inaczej, co pozwala Drizztowi oferować dużą regrywalność.

Jest to niestety kolejny losowy element, a tych tutaj nie brakuje, jednak o tym powiem później (tak, tak, lubię losowość, ale mam nieprzekraczalne granice).

Ostatnia rzecz, którą mogę pochwalić, to pomysł różnych wariantów scenariuszy: kooperacyjne, rywalizacyjne, drużynowe itp. To zdecydowanie na plus, ale brak trybu z mistrzem gry kontra bohaterowie to zawsze będzie coś, co wypomnę, bo dla mnie to idealny system rozgrywki, zwłaszcza w lochołazach!

Czas rozpocząć księżniczkowanie!

Wpienia mnie niesamowicie brak rozbudowanego rozwoju postaci… Są tylko dwa poziomy i nie wystarczy posiadać odpowiednią ilość doświadczenia, trzeba wyrzucić jeszcze przy ataku 20 (rzucamy kością k20 w grze), ewentualnie zdobyć przedmiot, który daje poziom.

Nienawidzę czegoś takiego, ja chcę rozwijać postać, a skoro wybrano D&D, powinno tu być co najmniej pięć poziomów do zdobycia bez chamskiego oczekiwania na fart na kości…

Jest to strasznie rozczarowujące, ale to nie koniec! Jak już wbijemy ten poziom, czujemy satysfakcję? Tak, przez pierwsze dwa scenariusze, potem tylko się człowiek irytuje, że kolejny mecz znowu od pierwszego.

To może jest mnóstwo umiejętności i ekwipunku do wybrania przed misją? Nie do końca, ekwipunek startowy jako taki nie istnieje, tzn. dobieramy według scenariusza najczęściej jedną kartę i to zazwyczaj przypadkową. Nie ma tu wielu rodzajów pancerzy do wybrania, magicznych mieczy lub innych czarodziejskich różdżek. Wyposażeniowa, losowa bieda.

Kolejna rzecz, która początkowo brzmiała fajnie, to duży wybór kart umiejętności, które dodatkowo są podzielone na rasę/klasę i można coś tam wymiksować. Tylko że też mnie wkurzają! Spora część to „raz na grę”, gdzie ewentualnie jakaś przypadkiem znaleziona fiolka pozwoli nam odświeżyć jedną i użyć jeszcze raz (o mojej pogardzie do systemu zdolności raz na grę napiszę kiedyś długi artykuł, a jest to jedna z przyczyn nienawiści do planszówki Gloomhaven).

Pozostałych „ciosów” można używać wielokrotnie, ale po pierwszej wnikliwej analizie miałem swój zestaw i nie wiem, dlaczego miałbym zmienić w nim cokolwiek. Tutaj wchodzi problem nowego poziomu, pozwala dobrać dodatkową kartę, ale nie z jakieś super puli zdolności drugiego poziomu, które robią z nas ultrakoksa. Z tej samej co karty startowe, NUDA!

Jakby tego było mało, to są serio obowiązkowe karty, bo po naszej turze następuje najczęściej eksploracja, która przyzywa wroga do gry. Tak więc zdolność pozwalająca się aktywować przed ruchem przeciwnika jest nieoceniona, bo możemy mu przypieprzyć czy odejść, nim on przypieprzy nam!

To akurat jest jeden z poważnych zarzutów i mocno mnie to denerwuje. Kończę rundę przy krawędzi korytarza, aby dobrać nowy kafelek i dowiedzieć się, kto zaraz podejdzie mi dać w mordę, a ja mam grzecznie patrzeć i oddać w swojej następnej kolejce.

Nie potrafiłem tego zdzierżyć, zero sensownej taktyki, oczywiście nieodkrycie nowego kafelka powoduje dociąg wydarzenia, które najczęściej mniej lub bardziej robi nam krzywdę.

Legend of Drizzt jest bardziej losową walką o przetrwanie niż zwiedzaniem lochów. Tutaj właśnie moja granica przypadku zostaje przekroczona, bo rzucamy na trafienie i czy sami zostaniemy trafieniu kością k20. Losujemy nagrody za zabite potwory, które też (chyba że jest boss w scenariuszu) są przypadkowe, wydarzenia losowe, kafelki losowe. Wyższy poziom, losowy, bo wynik musi być odpowiedni. Masakra.

I tu niby jest fajnie, bo dużo postaci, znane gęby, nawet figurka do uroczej kocicy Guenhwyvar! Z drugiej strony tak bardzo odpycha mnie rozgrywka, że zagrałem ledwo czwórką postaci i mam dość. Samo przejrzenie umiejętności pozostałych mi wystarczyło. Nic magicznego mnie nie zaskoczy, nie mam potrzeby rozwijania postaci, bo rozwoju tu tak naprawdę nie ma.

Wielka szkoda, że nie przygotowano tu solidnej fabularnej kampanii, gdzie postępy i wybory ciągną się za nami w świat. Fajnie by było przeżyć historię słynnego Mrocznego Elfa jeszcze raz, a potem toczyć ją zupełnie inaczej.

Czy to znaczy, że gra jest zła? Dla mnie tak, bo nie szukam prostych i szybkich lochołazów. Satysfakcja z ukończonego scenariusza nie rekompensuje irytacji przez szalejący poziom trudności, jak się źle ułożą karty wrogów czy pułapek…

Osoby, które lubią lekkość i stosunkowo krótki czasy gry, powinny się jednak tytułem zainteresować, może im taka forma przypasować, zwłaszcza gdy świat D&D oraz duża losowość ładują Was pozytywną energią.

Plusy:
– figurki,
– kilka trybów rozgrywki,
– modularna plansza,
– satysfakcjonująca ilość postaci do wyboru,
– łączy się z innymi pozycjami z serii.

Na progu:
– krótki czas rozgrywki.

Minusy:
– masakrycznie losowa,
– słaby system rozwoju,
– niewiele fabuły… a to D&D!

Szóstek!

Śląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska Księżcznika

Galeria

Jaki tu spokój, sia lalala,
Nic się nie dzieje, tra lalala Legend of Drizzt, czyli drow, który nie wbija noża w plecy Giń maszkaro! Legend of Drizzt, czyli drow, który nie wbija noża w plecy Stoi plecami, aż się prosi o kosę w plecy Legend of Drizzt, czyli drow, który nie wbija noża w plecy Lochy duże, ale monotematyczne :P Legend of Drizzt, czyli drow, który nie wbija noża w plecy Robi się gorąco! Legend of Drizzt, czyli drow, który nie wbija noża w plecy

Zapraszam do kontaktu oraz współpracy wydawców dużych i małych, twórców i fascynatów gier planszowych poprzez e-mail slaskaksiezniczka Małpa gmail Kropka com lub bezpośrednio na .

Strona wykorzystuję pliki cookies w celu analizy ruchu na stronie, funkcji społecznościowych oraz narzędzi marketingowych. Szczegóły znajdziesz w polityce cookies.
Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Tak | Nie