Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka

07.02.2022r.

Istotna sprawa na początku: nie lubię i nie grywałem w wersję konsolową, i ni cholery nie mam zamiaru się do niej brać. Kompletnie nie moja bajka, aby się mordować i męczyć z ciągłym umieraniem. Skończone Lords of The Fallen wyczerpało moją sympatię do podobnych gier.

Tak więc ta planszówka nie ma u mnie żadnej taryfy ulgowej, ba nawet się bałem, że to będzie kopia Dark Souls, który w ogóle mi się nie podobał. Trzeba jednak wychodzić czasem ze swojej strefy komfortu i dlatego Bloodborne dostał swoją szansę na stole.

O co chodzi w tej planszówce? Najpierw potrzebny jest scenariusz, który składa się z talii kart, gdzie będą wstęp, misje, wybory do podjęcia, specjalne zasady i wydarzenia. Można zrobić sobie pojedynczą przygodę albo rozegrać całą kampanię. W podstawowym pudle są cztery kampanie po trzy rozdziały. Pomiędzy rozdziałami zachowujemy nasze postępy.

Następnie potrzeba tropicieli! Naraz na stole może ich być od jednego do czterech i niestety tylko czterech jest do wyboru, czyli ubogo w tej kwestii!

Gracz dostaje figurkę, kartę broni do walki wręcz oraz broni strzeleckiej, kartę pomocy, no i planszetkę odpowiedniego koloru z podkładką. Aha, no i najważniejsze: podstawową talię statystyk, którą za zdobyte punkty doświadczenia da się wzbogacać lepszymi kartami, odrzucając stare. Taka talia zawsze się będzie składać z dwunastu kart.

Główna różnica pomiędzy bohaterami podczas rozpoczęcia gry to ich startowe uzbrojenie.

Zabawa toczy się na planszy zbudowanej z kafelków. Nowe odkrywamy w trakcie gry i najczęściej na początku znany jest tylko jeden startowy. Są one podzielone na mniejsze obszary. Te ważniejsze mają nazwy i/lub specjalne właściwości. Większość z nich będzie mieć znaczniki: jaki typ potwora się na nim pojawia albo że tutaj leży skrzynia z przedmiotami do wzięcia.

W trakcie zabawy tropiciele będą mogli poza wspomnianym doświadczeniem (głównie otrzymywanym za zabijanie wrogów) zdobyć też runy, przedmioty magiczne lub jednorazowego użytku. Te ostatnie najczęściej są w skrzyniach.

Rozgrywka składa się rund, a gdy tych zabraknie – przegrywamy. Poza klasycznym postępem na torze, gdy wszyscy skończą aktywację, dodatkowo wskaźnik rund rusza do przodu, gdy ktoś ginie (traci wtedy całe doświadczenie) lub dobrowolnie zapada w sen zimowy, aby wydać doświadczenie na nowe karty umiejętności czy odzyskać pełnię zdrowia.
Z rozgrywki żaden z graczy nie może odpaść!

Na torze rund ciekawe są punkty resetów i gdy na taki natrafiamy, przywracamy na planszy potwory i żetony zgodnie z ich miejscami „pojawiania się” na kafelkach planszy albo odnawiamy zdrowie bossom!

Zwycięstwo osiąga się, realizując cel scenariusza. Najczęściej po drodze wykonując kilka misji pobocznych, za które są różne nagrody.

Łowcom będą stawiać czoła koszmarne potwory, monstra oraz bossowie. Pierwsze dwa gatunki korzystają z prostej talii ataków, podzielonej na trzy typy. Zależnie od dociągniętego rodzaju taka forma ataku zostanie wykonana.

W wypadku bossów mamy przeznaczone dla każdego z nich dwie talie po pięć kart. Dlaczego dwie? Bo najczęściej zaczynają na pierwszej fazie i gdy ich życie spadnie do zera, przechodzą w drugą fazę, zmieniając też stosowane ataki!

A jak biją bohaterowie? Na kartach broni do walki wręcz są różne warianty ciosu i aktywuje się je kartami z ręki, które mogą dodatkowo je wzmocnić.

Atak to szybkość i liczba punktów życia, jakie zabierze, więc uderzając mocno, ale wolno, można nie tylko zginąć, nim się zada obrażenia, ale też przeciwnik, będąc szybszym, może przeszkodzić lub wykonać unik.

Jak już wspominałem, bronie są dwustronne i tutaj pojawia się ciekawa zasada. Każda strona ma inne rodzaje ciosów i raz położona karta… zostaje na broni, dopóki jej nie odwrócimy na drugą stronę, więc nie da się ciągle używać najlepszego ciosu.

Karty umiejętności bohatera poza wykorzystaniem do walki są w trakcie aktywacji odrzucane jako inne akcje, np. ruch, interakcja czy przygotowanie broni. Można wykonywać akcje, aż się spasuje lub zabraknie ich na ręce. Na początku rundy dobiera się do trzech.

To w dużym skrócie opis rozgrywki w Bloodborne. Dokładna instrukcja, jak grać, znajdzie się niedługo (chyba) na moim kanale na YouTube, aktualnie można obejrzeć kilka partii, gdzie koszmarnie kaleczę zasady.

No to teraz z grubej rury, podoba mi się! Nie cierpię umierać, ale tutaj to akceptuję. Z trudem, ale akceptuję! Bardzo dobrze się bawiłem z tą grą, nawet jak nie szło i mnie denerwowała, to i tak miałem sporo frajdy!

To wcale jednak nie znaczy, że to jakaś wybitna i wyjątkowa gra, spokojnie, tak dobrze nie ma, ale jako dobra zabawa do piwa nadaje się idealnie.

Były miłe słowa, pora zacząć księżniczkować.

Nuda w kwestii broni dystansowych. Chciałbym tam wielu różnych fikuśnych efektów, jednak nic z tego. Brakowało mi też wersji broni wyższego poziomu, która ma wszystko, co aktualne, plus jeszcze coś dodatkowego, aby być bezapelacyjnie lepszą, często są porównywalne i żadna nie jest idealna.

Brak możliwości zmiany broni głównej… to już w ogóle megasłabe, zwłaszcza że mamy tylko czterech tropicieli w wersji podstawowej.

Jestem typem gracza, który zawsze gra ulubioną postacią, najczęściej dokonując wyboru na podstawie figurki, która mi się najbardziej podoba, więc brak możliwości wymiany wszystkiego, co taką postać tworzy, bardzo mnie irytuje i zanudza długoterminowo…

Dodam też, że po rozegraniu trzeciej kampanii karty ulepszeń również zaczęły mnie usypiać (spoiler: w dodatkach, przynajmniej tych, które ja posiadam, nie ma dodatkowych kart ulepszeń! To jest tragiczny błąd!).

Uwielbiam rozwijanie postaci i kombinowanie na sto sposobów, co wybrać, bo zrobi największe bum! Niestety, tutaj szybko zaczyna się robić nudno i zaskoczyć nas mogą tylko nagrody za misje… Te jednak też się mogą powtarzać pomiędzy kampaniami.
Tak więc ta sama postać, to samo uzbrojenie i ten sam patent, jak rozwinąć postać, aby była przekozacka… Do tego jeszcze niektóre nagrody trafimy znowu…

Zabrakło mi pod koniec świeżości!

Oczywiście można każdą kampanię ogrywać innym tropicielem (grając solo), ale jak chcemy grać zespołem czteroosobowym, to zacznie być bardzo powtarzalnie.

Nie podoba mi się też kosmicznie losowy poziom scenariuszy.

Po pierwsze – zawsze jest kilka losowych kafelków. Można mieć tu fart i wyciągnąć większość bez wrogów albo pecha i dostać takie, gdzie zawsze jest po dwóch.

Po drugie – część scenariuszy mówi, aby wybrać losowych wrogów… Ci również są mniej lub bardziej wkurzający dla poszczególnych łowców i zależnie od kombinacji może być lepiej albo gorzej.

Nie przekonuje mnie, że to zwiększa regrywalność. Dla mnie to amatorszczyzna w kwestii balansu. Wolę przy powtarzaniu misji mieć mniej zmian, ale stosunkowo podobny poziom trudności, a nie Rollecoaster z tym, jak trudno będzie wygrać.

Różnica, gdy na planszy jest przeciwnik z pięcioma punktami życia, którego nikt nie może zabić żadnym podstawowym atakiem, albo wróg z trzema, którego praktycznie każdy może skasować pojedynczym ciosem, wiele zmienia.

O! Tutaj pozbywanie się wrogów jest istotne! To źródło cennego doświadczenia i tu znowu element, który mnie wkurza. Nie lubię sztucznego limitu na to, ile mogę mieć punktów doświadczenia. Z bólem to ograniczę do trzech. Znoszę i rozumiem jego cel: aby gracz nie liczył, że dożyje do końca scenariusza ze wszystkim, co zebrał i wydał po misji, ale by wymuszać wizyty we śnie. To akceptuję, nie lubię, ale akceptuję.

I cieszy mnie to, że warto zabijać w tej planszówce, a nie ciągle uciekać i realizować zadania. Jest wystarczająco dużo czasu, aby przywalić komuś z bańki.

Na plus dobrze zbalansowany system liczby łowców. Z jednej strony w wielu miejscach mamy dostosowanie celów zadań, punktów życia bossów czy nawet liczby kafelków dodatkowych do odkrycia. Poza tym czas na misję jest ten sam, a więcej graczy to też więcej szans na śmierć lub wizyt we śnie na wydanie doświadczenia, co równoważy to, że w trakcie rundy jest więcej aktywacji i da się zrobić więcej kosztem posuwania znacznika czasu dodatkowo.

Ograłem Bloodborne z jednym, dwoma i czterema tropicielami – zawsze było fajnie.

Ostatnia sprawa to insert, który jest w pudełku. Odkąd przestałem koszulkować karty, nie wiem, czy pomieści wszystko w koszulkach. Wydaje mi się, że może być za ciasno, zwłaszcza jak zainwestuje się w wersję premium.

Dla mnie jednak sprawdza się on dobrze i pomysł z osobnym miejscem do „zapisania” postępu pomiędzy scenariuszami jest bardzo przydatny.
Brakuje mi w nim tylko czegoś, żeby sensownie ułożyć kafelki terenu, by nie latały luzem.

Pora zakończyć ten artykulik. Gra Bloodborne trafiła w moje gusta, dostarczając wiele zabawy, a jeszcze więcej przede mną, bo czeka kilka pudełek dodatków i z chęcią się do nich zabiorę!

Aha! Poksiężniczkuję na ten temat więcej pewnie przy recenzji Mage Knight, ale strasznie nie lubię „losowego” rozwoju postaci! Tutaj też ten problem występuje, ale rozwój jest tak ubogi, że jakoś to potrafię przeboleć, jednak wspominam już teraz.

Plusy
- Dobra regrywalność scenariuszy;
- Zaskakująca skalowalność – testowałem na 1,2, i 4 łowców, i zawsze grało się fajnie, i odrobinę inaczej trzeba było planować;
- O dziwo, spodobał mi się klimat;
- Wkurzająca i utrudniająca życie mechanika resetów;
- Pozornie dużo czasu na misje, dopóki nie zaczniemy umier
ać; - Szybka rozgrywka;
- Dużo kalkulowania;
- Insert w pudełku.

Minusy
- Mogłoby być więcej wyborów i decyzji w scenariuszach;
- Za mało kart ataków bossów;
- Bardzo losowy poziom trudności;
- Za mało bohaterów w podstawce;
- Mała różnorodność broni palnej.

Szóstek! A nie, tutaj to udanych łowów!

Śląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska Księżcznika
Odpakowanie dodatkowej zawartości do gry planszowej Bloodborne
Rozgrywka

Galeria

Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka Bloodborne - historia łowiecka niepisana wierszem przez nieboszczyka

Zapraszam do kontaktu oraz współpracy wydawców dużych i małych, twórców i fascynatów gier planszowych poprzez e-mail slaskaksiezniczka Małpa gmail Kropka com lub bezpośrednio na .

Strona wykorzystuję pliki cookies w celu analizy ruchu na stronie, funkcji społecznościowych oraz narzędzi marketingowych. Szczegóły znajdziesz w polityce cookies.
Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Tak | Nie