Sygnet Księżniczki

25.01.2021r.

Dzisiaj wpis z beczki „osobiste“, bo ostatnio Narzeczona pytała, czy tęsknię za dziadkami, do tego było ich święto, więc taka historyczna rozkmina poniżej.

Podobno lepszą więź tworzą czytelnicy, gdy wiedzą, jak wygląda bloger, którego obserwują. Wykonałem zatem pierwszy mały krok w tym kierunku i pokazuję swoją dłoń, a przede wszystkim sygnet. Posłużył on jako wzór do logo, a dla mnie ma wartość szczególną. Otrzymałem go na osiemnaste urodziny, od nieżyjącego już kilka dobrych lat dziadka. Piszę o tym dlatego, że zastanawiałem się ostatnio nie, nie nad sensem istnienia, chociaż trochę też :P, ale o początkach swojej przygody z planszówkami. 
Pierwsze kroki stawiałem w szachach i szkacie, właśnie grając z dziadkiem (no i z babcią, czy chciała czy nie, bo do szkata, potrzeba trójki grających :D, za to ona mnie uczyła warcab i remika). Pamiętam tę ewolucję umiejętności, gdzie najpierw musiał ołpa, grać bez damki, potem bez wieży, aż w końcu mając pełny skład figur, udało mi się z nim wygrać, no i też trzeba było mi pozwalać cofać ruchy. Pewnie też nieraz pozwolił mi wygrać! Grało się też jeszcze wtedy w chińczyka, remika, albo grę Master Mind.

Od najmłodszych lat uczyłem się wygrywać i przegrywać, a tego drugiego nie znosiłem. Z racji tego zaś, że jestem najmłodszy w rodzinie, to ledwo umiałem czytać (a może jeszcze nie umiałem i tylko rzucałem kostką i liczyłem, o ile pól przesunąć postać :D?), a już przy stole z kuzynem i bratem graliśmy w obcego, a lada moment w magię i miecz. Trochę się nauczyłem pisać, a tu przyszła pora grać pierwsze sesje w Warhammer’a Fantasy Role Play, aby na kolejnych wakacjach podziwiać figurkowego Warhammera Fantasy Battle, oczywiście wszystkie teksty po angielsku, a ja nie ogarniałem odmiany To Be…  Wiedziałem, że S to siła, łucznicy, jak się porusza, trafiają o jeden gorzej i mają zasięg na dwadzieścia cztery cale! 
Od zawsze grałem :D.
Na pierwszej zielonej szkole, wszystkie pieniądze w sklepie wydałem na magiczny miecz i wszystkie dodatki, jakie były dostępne, na szczęście do salonu z automatami trafiłem później, więc tam już nie miałem co wydawać :D
Potem było tylko gorzej, w gimnazjum kółko Warhammer’a bitewnego, oraz trochę sesji typu idź zabij. W technikum, pierwsze sesje wampira maskarady, Shadowrun, czy bardziej poważne przygody w „Wojenny Młocie“ i teraz już w roli Mistrza gry. Nim się obejrzałem, wszystkie pieniądze pompowałem w bitewnego Warhammer’a 40k, tocząc regularnego boje (bo zasady na dzielni były twarde, pełny wysiwyg i zero proxów!). Potem powoli zaczęły się pojawiać ponownie planszówki. Tradycyjnie Talisman, czyli kolejna iteracja magii i miecza, jakiś warcraft, blood bowl karciany, posiadłość szaleństwa. Przez studia różne gry „imprezowe“, szał na Munchkina. Następnie zaczęła się praca, czas leci dalej, a ja mam trzy szafy gier, kilkanaście Kickstarter’ów jest w drodze. I prowadzę bloga o moim hobby, które się zaczęło bardzo dawno temu.

A wszystko po to, by stwierdzić, że Twilight Imperium jest fenomenalne grą planszową, Warhammer 40k to najlepsze uniwersum, jakie powstało, World of Warcraft TCG, to największa strata dla gier karcianych (w sumie w mojej historii zapomniałem o tym etapie wspomnieć, gdy cała kasa szła na paczki kart…), Fallout Wasteland Warfare to skirmish, jakiego nie chcemy, ale na jaki zasługujemy, a Games Workshop zarżnęło więcej dobrych gier, niż ktoś inny zdołał wydać.

Szóstek!

Śląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska Księżcznika
Sygnet Śląskiej Księżniczki

Zapraszam do kontaktu oraz współpracy wydawców dużych i małych, twórców i fascynatów gier planszowych poprzez e-mail slaskaksiezniczka Małpa gmail Kropka com lub bezpośrednio na .

Strona wykorzystuję pliki cookies w celu analizy ruchu na stronie, funkcji społecznościowych oraz narzędzi marketingowych. Szczegóły znajdziesz w polityce cookies.
Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Tak | Nie