Przemyślenia o losowości w grach strategicznych

17.01.2022r.

Zawsze początek artykułu jest najtrudniejszy, zwłaszcza jak jeszcze nie wiem, o czym chcę pisać. Jednak muszę zacząć coś pisać, bo jak tego nie zrobię, miną kolejne dni i poniedziałek mnie znowu zaskoczy… Potem mam kilkanaście takich początków i regularnie lądują one w koszu, bo tekst o niczym albo za krótki, albo po łebkach i już nie pamiętam, co tam chciałem mądrego napisać.

Tak, zaczynanie jest najgorsze, potem już jakoś idzie.

Mamy nowy rok, można robić podsumowania, kilka najlepszych gier, kilka najgorszych itd. Temat zamknąłem w jednym poście, starczy.

Liczyłem, że będzie dziś recenzja, jednak ostatnio skaczę z kwiatka na kwiatek i nie mam nic ogranego od A do Z, aby przelać wszystko na papier, nawet w odmętach (grozy?) leży gdzieś temat Blackstone Fortress…

W związku z tym będzie dziś o strategiach (tych w wielkich pudełkach, z dużą dawką plastiku), bo to jeden z moich ulubionych gatunków, drugi to podziemny spacerowicz, tak uparcie unikam angielskiej nazwy i tak zawsze ją tłumaczę inaczej, bo ciągle mi się nie podoba jej wydźwięk!

Tak więc gry strategiczne muszą balansować na cienkiej linie pomiędzy emocjonującą rozrywką, solidną dawką wartościowych decyzji a odpowiednią szczyptą losowości.

Zaczniemy od tego ostatniego: czemu powinien być element losowości? Przecież w szachach poza wyborem, kto będzie grać białymi, w sumie przypadek nie odgrywa żadnej roli, zgadzam się. Sęk w tym, że szachy w żaden sposób nie symulują realnego starcia, ba, nawet nie chcą i nie powinny próbować, są konkurencją samą w sobie.

Gry planszowe, jak Zakazane Gwiazdy czy Eclipse, oddają nam pod komendę armady, które będą toczyć ze sobą zażarte boje, a jak wiemy z historii, nie raz o losach bitwy decydował przypadek. Wcześniejszy atak zimy, zaskoczenie (nieplanowane) przeciwnika w trakcie marszu. Ataki chorób i infekcji, które obniżają morale walczących na tyle, że dowódcy decydują się poddać.

Z jednej strony można próbować i dodawać wszystkie te czynniki do gry i robić z grającego wszechwiedzącego Boga, aby mógł się absolutnie na wszystko przygotować i losowy element odrzucić. I pewnie bym to w planszówce, gdzie jesteśmy Bogiem, zaakceptował, tylko że to zabiera pewną część magii i właśnie nieprzewidywalności.

Imperialni żołnierze na gwieździe śmierci byli pewni jej niezniszczalności, jednak właśnie istnienie słabego punktu i możliwość rzucenia wszystkiego na jedną kartę, aby spróbować szczęścia przez Rebelię, a konkretnie Luka, czyni z tego niesamowitą historię.

Oczywiście słabe punkty powinny mieć racjonalne wytłumaczenie, a nie być upychane na siłę tylko po to, aby były.

Świadomość, że nawet najlepiej przygotowany plan, gdy przeznaczenie stanie naprzeciwko i wszystko szlag trafi, wymusza dodatkowe zabezpieczenia i dodatkową ostrożność podczas kalkulacji. Jednocześnie pozwala też „iść na żywioł” i zagrać o wszystko nawet parą dwójek, licząc, że przeciwnik spasuje.

To wszystko sprawia, że odpowiednia doza losowości w grze strategicznej jest kluczowa, aby mieć świadomość, że przy bardzo złym układzie Marsa i Jowisza cały plan pójdzie w pi…, przez co warto od razu mieć plan B, a nawet C.

Oczywiście nie można przesadzić, bo wtedy dojdziemy do drugiego istotnego punktu! Decyzje przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie!

Wiedza, że coś może się nie udać i zależy ostatecznie od rzutu kości to jedno. Drugą rzeczą jest to, jak dalece można wpłynąć na bieg wydarzeń i minimalizować to ryzyko. W jakim stopniu można przeważać szalę na swoją korzyść. Tutaj właśnie wchodzą „szachy” i im więcej posunięć da się przygotować, aby szansa sukcesu wzrosła, ba, może nawet, aby dało się rozstawić wszystko tak, aby element losowy był pomijalny!

Ważne jest jednak, że to ciężka praca i działania minimalizują ryzyko i nieprzewidywalność, więc kiedy nie ma na to czasu albo możliwości, można kusić los i brnąć w nieznane.

Zakończę te wywody odnośnie do emocji. To, co się dzieje na planszy, powinno być satysfakcjonujące, dlatego odpowiednia mieszanka wartościowych decyzji z losowością dobrze się komponuje. Te pierwsze są „gwarantami” poczucia, że dobrze coś zrobiliśmy, i powinny dawać świadomość rośnięcia w siłę. Te drugie znowu są nieprzewidywalne i pozwalają na huśtawkę nastroju zależnie od tego, co wypadnie na kości. Przez to, gdy gramy dobrze i nie mamy szczęścia, nadal doświadczamy postępu i nie czujemy się totalnie przegrani.

Dzięki temu w przeciwieństwie do szachów znacznie trudniej jest mieć w głowie spokój, że już wygraliśmy, bo zawsze gdzieś kryją się myśli, że może przeciwnik ma tę jedną kartę spośród stu innych, która może jakoś pokrzyżować nam szyki albo jakimś cudem wyrzucimy na pięciu kostkach same jedynki…

Szóstek!

Śląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska KsiężcznikaŚląska Księżcznika
Przemyślenia o losowości w grach strategicznych

Zapraszam do kontaktu oraz współpracy wydawców dużych i małych, twórców i fascynatów gier planszowych poprzez e-mail slaskaksiezniczka Małpa gmail Kropka com lub bezpośrednio na .

Strona wykorzystuję pliki cookies w celu analizy ruchu na stronie, funkcji społecznościowych oraz narzędzi marketingowych. Szczegóły znajdziesz w polityce cookies.
Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Tak | Nie